Słońce, truskawki i góry, a …czasem lampkę czerwonego wina…. To po pracy. A w pracy?
Kandydatów!
Dobry rekruter lubi ludzi i jest ciekawy ich historii, nawet jeśli z racji młodego wieku, kandydat ma jej do opowiedzenia niewiele. Poza tym, chciałby znaleźć KANDYDATA, który idealnie wpisze się w profil oferty. Niemniej, podczas całego procesu rekrutacji są sytuacje mniej lub bardziej idealne. Jak zbliżyć się do ideału (rekrutera) i dostać wymarzoną pracę? Co „lubi” rekruter?
CV i…?
Zacznijmy od pierwszego wrażenia. Niby nie kupuje się książki po okładce, ale ciekawa grafika na tytułowej stronie może przyciągnąć wzrok. I o tym aplikujący powinni pamiętać – by przykuć uwagę headhuntera (brzmi nieźle), a przynajmniej dać się poznać z jak najlepszej strony. CV to wizytówka. Błędy, literówki, chaos w relacjonowaniu doświadczenia czy wykształcenia odpychają i budzą wątpliwości, czy aby to nie będzie miało przełożenia na organizację i jakość pracy, już po zatrudnieniu.
My, rekruterzy, wolimy nie ryzykować takich wpadek.
Aaaa może list motywacyjny?
List motywacyjny napisany „pod ofertę” jest miodem na Ha-eR-owe serce rekrutera. Czyż może być lepszy kandydat, niż ten, który wczytał się w ogłoszenie, stwierdził, że ma kwalifikacje, chce pracować na tym stanowisku?
I może powiedzieć o tym jeszcze przed rozmową kwalifikacyjną, dlaczego to ON, właśnie ON jest poszukiwanym ideałem, zgodnym z oczekiwaniami pracodawcy?
O ile nie będzie to kolejny list z szablonu, uniwersalny pod każdą ofertę, może stać się przepustką do wymarzonej pracy. Jak wiadomo, jeśli coś jest do wszystkiego, to wchodząc w szczegóły, nie wiadomo do czego…? Szkoda czasu. Pamiętajcie o tym dobrym wrażeniu, które warto zrobić już na początku poznawania się z rekruterem. Trzeba to przemyśleć.
Dobre wrażenie face to face- czyli rozmowa rekrutacyjna.
Przychodzi wreszcie taki moment, gdy po wysłaniu CV, otrzymaniu wymarzonego zaproszenia na rozmowę rekrutacyjną (my, rekruterzy, mamy nadzieję, że kandydat sobie taką sytuację wymarzył), trzeba dać się poznać osobiście. Jak dopomóc własnemu szczęściu? Przede wszystkim nie zepsuć „pierwszego dobrego wrażenia” – patrz wyżej.
Tu już mamy pełne pole do popisu, ale czasem bywa to dla niektórych polem minowym, bo wiemy…jest stres! My HR-owcy rozumiemy to, naprawdę! Każdy ma za sobą takie doświadczenia.
Jak nie wejść na minę?
Przede wszystkim być sobą. Rekruterzy patrzą na wiele rzeczy. Nie tylko na to, co kandydat chce powiedzieć, ale jak to mówi, jak się prezentuje i jak zachowuje. To powinno być spójne. Jeśli widzimy przed sobą osobę, która ma potencjał, do wykonywania skrupulatnej i czasochłonnej pracy, wymagającej cierpliwości i spokoju, a rozmówca próbuje nas przekonać, że jest dynamitem i wulkanem energii, to jego obraz staje się niespójny, co budzi obawy. Przede wszystkim dotyczące tego, czy będzie mu dobrze w środowisku pracy, które nie jest zgodne z jego naturą. Z czasem może zacząć się tu męczyć…
Szacunek… Lubimy kandydatów, którzy mają szacunek dla ludzi. Są punktualni, nie spóźniają się na rozmowy, bo szanują nasz czas (i odpowiednio wcześniej nas informują o tym, że jednak rezygnują z oferty).
Przychodzą stosownie ubrani na rozmowę kwalifikacyjną, bo szanują pracodawcę i powagę sytuacji, a czasem dlatego, że oferta pracy tego wymaga. Jeśli rekruter wie, że pracownik powinien wykonywać swoje obowiązki ubrany w firmowy schludny strój, to widząc kandydata w stroju „niedbałym” ma obawy, czy jako przyszły pracownik nie poczuje się on stłamszony w koszuli zapiętej na ostatni guzik.
Powodzenia na rozmowach rekrutacyjnych. Do zobaczenia!
B.O